według.Pauliny K. :)
Otóż, rajd!
Nie będę się jakoś specjalnie rozwodzić, bo pewnie będzie jeszcze wpis do kroniki i wiecznie nie kończące się wspomnienia. Będziemy się przekrzykiwać w opowieściach, aż w końcu wszyscy będziecie mieli dość! Zaczęło się zupełnie tak jak zaczynają się wszystkie wyjazdy i spotkania ze mną. Spóźniłam się jakieś 10 do 15 min. Skutkiem było to, że wystartowaliśmy później, zamieniając się przy tym miejscem z inną drużyną. W samej drodze nie byłoby może nic szczególnego gdyby nie deszcz i pseudo równinne tereny. Nie przeszkodziło to jednak młodszej części drużyny. Przyznaję, że na początku jakoś tak sceptycznie podeszłam do ich zapału i myślałam że szybko się zmęczą. Jednak oni do końca drogi utrzymywali tempo a postoje były organizowane wyłącznie na nasze życzenie. Miało się wrażenie, że gdyby mogli to przebiegliby te 15km :P Punkty były dwa. Pierwszy był stosunkowo nudny ;d. Musieliśmy schować list od powstańca styczniowego, po to by nasza druhenka mogła go potem poszukać. Michał świetnie to podsumował, ale nie będę cytować bo dokładnie nie pamiętam jak to tam szło.. xd w każdym razie, na drugim punkcie ciekawie było aż za bardzo. Były nosze, czołganie, gwoździe, opona, wspinanie, bieg, samarytanka i w ogóle taka instant przygoda. Wszystko w jednym ;d Byliśmy na koniec zmęczeni... no może nie zmęczeni ale najzwyczajniej w świecie brudni. Ziemię miałam już chyba nawet w buzi. Kochana druhna drużynowa zapobiegła pobrudzeniu się moich bluz (jasnych oczywiście, Paulina inaczej do lasu nie wychodzi..) poświęcając tym samym swoją bluzę, za co jej teraz jeszcze raz oficjalnie dziękuję :* :d No a potem to był pies, herbata.. i nawet kiełbaski były. Szkoda tylko, że nie było z nami was wszystkich a przede wszystkim dh. Magdy i mojego brata, którzy wpłacili pieniądze. Cóż, życie! Pozdraaaaaaaaawiam!